Kiedyś, dość dawno temu, gdy starałam się o pracę w szkole, na rozmowie z panią dyrektor usłyszałam, że nie wyglądam jej na polonistkę. Zaproponowała mi etat, ale ja od tej pory zastanawiałam się nad tym, co właściwie miała na myśli. To był komplement czy obelga? 😉

Do dziś poznałam wiele nauczycielek i nauczycieli z różnych stron Polski. Nie znalazłam wizualnego wspólnego mianownika. Za to z pewnością łączy nas jedno: relaks = dobra lektura. Możecie się zdziwić, ale większość z nas do poduszki nie czyta wcale „Pana Tadeusza” czy „Odprawy posłów greckich”, nie zawsze też czytamy Tokarczuk czy Myśliwskiego. Polonista też człowiek!

Ja na przykład uwielbiam książki Foletta, Cherezińskiej, Mulla czy Zafona. O tych dwóch ostatnich słyszę często, że to takie „czytadła”. Może i tak. Dla mnie Fermin Romero de Torres to bohater, z którym uwielbiam spędzać czas, bawi mnie jego poczucie humoru i poglądy, które głosi.

Po co ten wstęp? Otóż chcę pokazać Wam moją literacką wycieczkę śladami bohaterów „Cienia wiatru”.  Kto czytał, ten wie, że rzecz się dzieje w XX -wiecznej Barcelonie… Jeśli ktoś z Was wybiera się tam niebawem, czytuje Zafona i lubi spacerować, to zachęcam do podążania za nami. „Nami” bo oczywiście przez Barcelonę przeczołgałam swojego męża, który zawsze towarzyszy mi podczas takich przygód. Nawet ostatnia bieganina po Rzymie śladami bohaterów „Quo vadis” nie zniechęciła go do tej eskapady.

Zaczynajmy!

Większość wydarzeń rozgrywa się w najstarszej, średniowiecznej części miasta, zwanej Barri Gotic. To tutaj przy ulicy Santa Anna mieszka i pracuje Daniel Sempere ze swoim ojcem. Pod numerem 27 funkcjonuje dziś sklep oferujący wachlarze, ale odrobina wyobraźni wystarczy, by przekształcić go w antykwariat, zwłaszcza że wokół podobnych miejsc nie brakuje.

Mieszkanie Daniela Sempere, Santa Anna 27

Tuż za domem znajduje się niewielki placyk, a przy nim kościół. Na placu trwają prace renowacyjne, ale kościółek można odwiedzić. Dlaczego warto? To tutaj Daniel i Bea biorą ślub! Co ciekawe, autor książki również tutaj zawarł związek małżeński.

kościół Santa Anna, w którym Daniel i Bea wzięli ślub

Chodzenie po Starym Mieście ma to do siebie, że bardzo łatwo pójść tam, gdzie wcale się nie planowało. Wąziutkie uliczki, multum sklepików i kawiarni sprawiają, że człowiek po prostu idzie.

Któregoś dnia udaje się nam w końcu dotrzeć na Plac Reial. To tu mieszkała Klara ze swoim wujem Barcelo. Plac robi wrażenie! Stąd już tylko rzut beretem do Ateneo, ale jakoś nie udaje się nam tam trafić.

Placa Reial, przy którym mieszkała Klara; tutaj też Daniel poznał Fermina

Przypominam sobie jeszcze, że gdzieś w pobliżu mieszka Nuria Monfort, córka Izaaka – opiekuna Cmentarza Zapomnianych Książek. Docieramy na Placa Sant Felip Neri. Jest maleńki, na uboczu. Widać tu śladu z czasów wojny domowej. Nie zachwyca.

Gdzieś obok mieszkała Nuria Monfort!

Innym miejscem, które odwiedzamy jest niezwykła kawiarnia. Idziemy tu na pyszną kawkę i croquetas. To Els Quatre Gats. To tutaj Fermin zabrał Bernardę na pierwszą randkę i tutaj Barcelo próbował odkupić od Daniela „Cień wiatru”. A w rzeczywistości to tutaj Pablo Picasso zorganizował swoją pierwszą wystawę prac. Nikt się więc nie dziwi, że obfotografowuję cały lokal. Jest na co popatrzeć, a i kawa w cenie niewygórowanej. 🙂

Każdy czytelnik „Cienia wiatru” musi też odnaleźć osławiony Cmentarz Zapomnianych Książek. Opisy w przewodnikach i na różnych blogach nie są zbyt zachęcające. Niestety, nie mijają się z prawdą. Ulica Arc del Teatre to jedno z tych miejsc, do których nie zapuściłabym się po zmroku. Obskurna uliczka, zapach typowy dla opuszczonych miejsc, prowadzi właściwie donikąd. Rozczarowanie tym większe, że nigdzie nie znajdujemy kołatki z diabełkiem wskazującej poszukiwane miejsce.

W których drzwiach mieściło się wejście do Cmentarza Zapomnianych Książek?

Tuż obok jednak znajduje się Arts Santa Monica. Mówiła o nim p. Ewa Wysocka w audycji radiowej, więc zaglądamy do środka. To miejsce służące wystawianiu sztuki współczesnej. Na mnie jednak robi wrażenie tło wystaw – o tak, tutaj mogłoby się mieścić Cmentarzysko!

Przyjrzyjcie się dobrze! Może to tutaj?

Wracamy na główny trakt La Rambla, przez który tyle razy dreptali nasi bohaterowie i organizujemy sobie podwózkę do zupełnie innej dzielnicy, Tibidabo. Tu czeka na nas zupełnie inny świat. Popatrzcie na te wille!

A jedna z nich, pod numerem 32, to właśnie TO miejsce – rezydencja Aldayów! Dziś mieści się tu pięciogwiazdkowy hotel, ale w ogóle nam to nie przeszkadza w napstrykaniu kilkunastu zdjęć.

Szukamy jeszcze niebieskiego tramwaju, ale bezskutecznie. Później udaje mi się znaleźć informację, że aktualnie jest restaurowany. Oznacza to, że będziemy musieli tu wrócić! 🙂

Miejsce, które zostało nam jeszcze do zobaczenia, to zamek Montjuic. To tutaj zginął ojciec Klary. To miejsce, które mieszkańcom Barcelony kojarzy się z terrorem, kaźnią i tym, co najgorsze. Nam kojarzy się z komisarzem Fumero. Dreszcz przechodzi mnie na myśl o tym czarnym charakterze. Rezygnujemy z wejścia do środka.

zamek Montjuic

Schodząc z góry, obserwujemy jeszcze cmentarz, ale i jego postanawiamy obejść szerokim łukiem. Fakt – jest niezwykły, ale zwiedzanie miejsc pochówku zostawiam na inną wyprawę.

Czego nie udało się nam zobaczyć? Nie dotarliśmy do szkoły, w której uczył się Julian Carax, nie zapukaliśmy do drzwi Fermina ani nie usiedliśmy na kawce tam, gdzie Daniel randkował z Beą (chwilowo El Xampanyet była zamknięta). Coraz więcej powodów, by wrócić…

Czy nasza tygodniowa podróż to wyłącznie tropienie bohaterów literackich? Skądże. 🙂 Reszta wspomnień trafi jednak do rodzinnego albumu.

A na koniec jeszcze katedra. Tak, to ta z „Katedry w Barcelonie”, którą zresztą też czyta się jednym tchem. 🙂

Mój mąż/menedżer/księgowy na tle katedry

polonistka.net